dziś poczułam wiosnę
Dokładnie w momencie, gdy słońce próbowało się przebić przez warstwę brudu na oknie i zawitać w mej kuchni i salonie zarazem.
Zupełnie nie rozumiem, co za siła mnie zmusiła, żebym w niedzielę - dzień święty święcić, czy jakoś tak to leciało, podniosła swe dupsko z kanapy i ruszyła w stronę łazienki po płyn i ściery.
Ale ruszyłam i umyłam. I kurna ta wiosna wreszcie mogła zagościć w domu mym.
Do tego powywalałam z tarasu grudy lodu ( oby jutro ktoś się nie pierdyknął na ścieżce do posesji) i taras też umyłam z popiołów papierosowych.
I wtedy pełną piersią zachłysnęłam się wiosną. Chwilową, bo ponoć mrozy jeszcze nadejdą, ale to ona dała mi pierwszego powera do działania w tym roku.
A jakże inny zapowiada się ten rok. Rok tak różny od lat poprzednich.
Ale o tym może innym razem, bo mi się nie chce.