Witaj w klubie maj Loff!!!
Loff się zdziwi, bo dlaczego miałaby się nie zdziwić. Dawno nie pisałam.
Ale fakt, że dołączyła do Klubu Czterdziestek, zmobilizował mnie ku temu, by upamiętnić dzisiejszą datę.
W końcu diabli wiedzą, czy jutro nie stracę pamięci. Jakby nie patrzeć jestem ciut starsza od Loff, a wiadomo, że różne przypadki chodzą po ludziach.
Dziwne to, bo niby jestem ciut starsza datowo, ale przy Loff to ja smarkula.
Moja Loff jest taka.... nom sztywna. Ale to postawa siatkarki. Teraz wiem.
Ma zasady, od których ni chu chu, nie odstąpi, za co ją podziwiam i wciąż od niej uczę.
Nie, że nie mam swoich zasad. I też raczej staram się ich trzymać, ale Loff ma w sobie więcej konsekwencji. Ja jestem w stanie być elestyczna.
Ale są zasady, których nie złamię. I Loff to wie. I ja też wiem, że ona też nie.
Tak czy siak, gdybym jednak miała doznać jakichś zaników pamięci, to zacznę od początku.
Jakieś trzy lata mieszkałam już w Mieście męża. W bloku na górce. Ona też tam mieszkała. Dwie czy trzy klatki dalej.
Najpierw zwróciłam uwagę na jej męża. Tak było!
Ale to nie tak!!! Kuwa nie w tym sensie!
Wspaniały nie był wtedy jeszcze tak wspaniały. Wulkan wypełniał 24h na dobę i to dosłownie, bo to dziecko nie spało! A Wspaniały jakoś niespecjalnie był pomocny. Musiał chłopak dojrzeć. Cóż, niektórym trochę, to zajmuje.
Ale do brzegu!
Także zafascynował mnie jej mąż, którego często widywałam z małym blondasem. Blondas i on, on i dziecko. I pełno tobołów pod pachą :)
Zajęło trochę nim pojęłam, że ta laska, która jakby z kijem w czterech literach szła, to żona tego od blondaska i tobołów.
No nijak mi nie pasowali. Ona tak, no sztywna i niedostępna. On często z dzieckiem, opiekuńczy, troskliwy, czego nie miał jeszcze wtedy Wspaniały, z wiecznym bananem na twarzy.
Jak już zakodowałam, że ta trójca tworzy rodzinę, a stało się to dzięki ciąży z pierworodnym, kiedy to siedziałam już w domu, to jeszcze bardziej podziwiałam jej chłopa.
Bo to wyglądało tak: najpierw on z dzieckiem i tobołami do samochodu. Po jakimś czasie wyłaniała się Loff z torbą z aparatem fotograficznym.
Ja jej chyba wtedy nieświadomie zazdrościłam, że ona tak beztrosko sobie może wyjść z klatki z tym nieodłącznym wtedy aparatem u boku, wsiąść do samochodu zapiąć pas i koniec. Jedzie.
Ale z tego zdałam sobie sprawę dopiero teraz.
Po długim czasie mijania się i obserwacji z boku, w momencie gdy utknęłam przy krawężniku z rocznym, wściekłym Wulkanem, który nie miał wcale ochoty zmęczyć się na spacerku przed spaniem, ona zagadała.
A tego się nie spodziewałam.
Była zima. Styczeń. Wulkan w swym granatowym kombinezonie twardo siedzi na krawężniku i odmawia pójścia w jakąkolwiek stronę.
Ona zagaduje, a jej niespełna trzyletni syn jest niemal wszędzie, co zainteresowało zbuntowanego Wulkana. Po chwili rozmawiając miałyśmy oczy dookoła głowy.
Umawiałyśmy się na kawę sąsiedzką. Ona chciała, żebym wpadła z Wulkanem jak będzie jej mąż. Chciała mieć drugie bobo i chciała, żeby on widząc Wulkana też chciał.
Nie zdążyłam na tą kawę, a dwie byłyśmy w ciąży :)
Dżonę i Tajfuna dzieli kilka dni.
Ona miała termin wcześniejszy niż ja. Mówiła, że jak się wyrwę przed szereg, to mnie ubije.
Jak widać nie ubiła:)
Dżona i Tajfun chodzą do jednej klasy.
Loff zawsze pracowała, ja zawsze byłam w domu. Wyjątkiem w moim siedzeniu w domu była półtoraroczna praca, Loff miała dłuższe zwolnienie lekarskie.
Teraz tak dziwnie się stało, że Loff cieszy się domowym ogniskiem, a ja trafiłam za biurko.
Ja bez niej... no nie da się!!! Ona zna mnie na wylot. Ja jej na wylot nigdy nie poznam, bo Loff ma swoje tajemnice, które zachowa dla siebie. Nie przeszkadza mi to. Taka jest moja Loff i za to ją kocham jak siostrę.
Mogę na nią zawsze liczyć. Już raz latała po Mieście w kałużach w dziurawych trampkach i bez mohera na głowie, bo mi klapki się we łbie odkleiły.
No normalnie pizgnęła wieszanie firanek, wyleciała z domu w dziurawych trampkach i bez bereta w zimny i deszczowy wieczór.
I ja wiem, że do Loff nie jest łatwo dotrzeć. Ona woli z boku obserwować. Najlepiej zza zasłonki, żeby nikt nie zagadał.
A to ona zagadała mnie. I tak już zostało.
Rozważna i pierdolnięta.
Dziwny układ, ale się sprawdza.
Dziękuję Ci Loff, że zagadałaś, że jesteś, że stawiasz mnie do pionu, że rozbawiasz do łez, że nie raz ani dwa odwiodłaś mnie od durnych decyzji, że parę razy zaufałaś i posłuchałaś, że... wiele innych rzeczy.
Ty wiesz. Ja wiem. Bez słów.
Oby marzenia się spełniały!!!! Sto lat!!!!