czeski film
Dzień zaczęłam od załatwiania pierdół w UP. Wyfrunęłam z tego przybytku lekka jak piórko i mega spóźniona wpadłam do biura. Szefowa na szczęście wie, że ja z tych długośpiących i dowleczenie się na stanowisko pracy punkt ósma jest zarówno wyczynem jak i rzadkością w mym wydaniu.
Dzisiaj miałyśmy zaplanowaną wycieczkę na wieś w celu odkopania cennych papierzysk "moich" firm w siedzibie BBF.
Przyjemnie się jechało, wiosna pełną gębą, tereny malownicze, sielankowe.
Dojechałyśmy, widoki cudne, wszystko kwitnie, zielono, żar z nieba. Tak tak, żar!!! wreszcie wiosna dopchała się do szczepienia i łaskawie do nas zawitała. Od razu pizgła słońcem z grubej rury. Jej też chyba szczepionka w mózgu pomieszała...
Tak czy siak, drzwi siedziby się otwierają, a mnie biją po oczach bielusieńkie skarpety prezesa Zbinia. Do mokasynów!!!
Muszę tutaj wspomnieć, że siedziba firmy jest domkiem jednorodzinnym, gdzie na górze mieszkają pracownicy zza wschodniej granicy, a dół jest częścią biurową.
Kontynuując. Najpierw te skarpy w mokasynach. Przekraczam próg, patrzę, a tam jakaś ukrajanka w białym szlafroku ledwo zasłaniającym dupsko popyla, trzaskając cellulitem na boki.
(Kryste!!! oni mają kuchnię wspólną z biurem??? - przez głowę mi przechodzi.)
Udaję, że nie widzę, żeby kobitki na wpół nagiej nie zawstydzić jeszcze bardziej, ale Zbinio nas do niej prowadzi i przedstawia jako panią P. łot de fak???
Ok. Szlafrok okazał się marynarką. I gdyby tą marynarkę zdjąć pani nadawałaby się prosto na plażę. Zaznaczę, że pani miała dość pokaźne gabaryty, a na tych gabarytach króciutkie spodenki, takie co to dupsko odkrywają albo ledwo zakrywają. Jak kto woli. Do tego pasek materiału na obfitym biuście. Na to ta biała marynara (zresztą bardzo ładna). Gdyby nie ta marynarka, to ja byłabym przekonana, że do burdelu trafiłam.
Po powrocie ze stertą dokumentów pod pachą, nie mogłyśmy wyjść z podziwu, jak w takim stroju można przyjść do pracy do biura.
Ale to nie koniec atrakcji. Wpada do biura jakiś karkowaty zakapior i od progu się drze, że on pilnie księgowej potrzebuje, "a ciebie to znam" oznajmia celując we mnie paluchem. Gadka szmatka, a mi tu coś śmierdzi. Potrzebują koszty i to duże, kasę na stół chciał kłaść od razu i bez różnicy było mu ile. On nam załatwi co tylko chcemy, takie siakie i owakie. Koleś poleciał po fajki do samochodu, a ja szeptem oznajmiam "mafia". Wychodzimy na tego ćmika, koleś dołączył z fajkami i się drze "moje kobiety mafii". Mnie zmroziło. Szefowa zbladła.
Jak przyszedł kolega zakapiora, to już mocno mi śmierdziało. Tępy wyraz twarzy, bujający krok, same mięśnie, dresy, łańcuchy...
W domu Wspaniały mnie oświecił kto zacz i wiele się nie myliłam. Teraz trzeba się jakoś z tego wymiksować.
Tylko kurła skąd on mnie zna???